Nie taki produkt bez orzechów bezpieczny, jak go malują
Rodzice dzieci z alergią na orzechy często odetchną z ulgą, widząc na opakowaniu magiczne słowa bez orzechów. Niestety, rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Coraz częściej zdarza się, że produkty deklarowane jako bezpieczne zawierają śladowe ilości alergenów – czasem przez zaniedbanie, czasem z powodu przebiegłych praktyk marketingowych. W latach 2018-2022 liczba zgłoszeń dotyczących niezadeklarowanych alergenów w żywności wzrosła w UE o ponad 37%.
Problem polega na tym, że śladowe ilości dla producenta mogą oznaczać śmiertelne zagrożenie dla alergika. Niektóre osoby reagują już na mikrogramowe dawki białek orzechowych. A producenci mają cały arsenał metod, by ukrywać ich obecność – od kreatywnego etykietowania po korzystanie ze wspólnych linii produkcyjnych.
Prawo a rzeczywistość – luki w regulacjach
Unijne rozporządzenie nr 1169/2011 wymienia 14 głównych alergenów, w tym orzechy, które muszą być wyraźnie zaznaczone na opakowaniu. Problem w tym, że przepisy nie precyzują, co dokładnie oznacza określenie może zawierać ślady orzechów. To pozostawia szerokie pole do interpretacji.
W praktyce zdarza się, że producenci unikają informacji o możliwej obecności alergenów, jeśli nie dodają ich celowo do receptury. Tymczasem badania pokazują, że aż 42% przypadków niezamierzonej obecności orzechów wynika właśnie z zanieczyszczeń krzyżowych podczas produkcji. I tu pojawia się pierwsza luka prawna – brak obowiązku deklarowania zanieczyszczeń procesowych.
Sztuczki producentów – jak ukrywa się alergeny
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych praktyk jest używanie enigmatycznych określeń typu naturalne aromaty czy ekstrakty roślinne. W analizie 1200 produktów spożywczych przeprowadzonej przez Food Safety Authority, w 18% przypadków takie sformułowania kryły w sobie białka orzechów. Szczególnie częste było to w przypadku produktów wegańskich, gdzie orzechy często służą jako zamiennik smaku.
Inny problem to wspólne linie produkcyjne. Fabryka produkująca na zmianę batony z orzechami i bez nich teoretycznie powinna być dokładnie czyszczona. W rzeczywistości resztki masy orzechowej często pozostają w zakamarkach maszyn. Badanie próbek czekolady mlecznej z jednej z dużych fabryk wykazało obecność białek orzechów laskowych w 7 na 10 partii produktu deklarowanego jako bez orzechów.
Gdzie czyha najwięcej ukrytych zagrożeń?
Najbardziej ryzykowne są produkty, w których nie spodziewamy się orzechów. Płatki śniadaniowe, przyprawy, a nawet niektóre wędliny (gdzie orzechy bywają dodatkiem do farszów) często zawierają nieoczekiwane alergeny. Szczególnie podstępne są produkty importowane – w niektórych krajach normy dotyczące zanieczyszczeń krzyżowych są znacznie łagodniejsze niż w UE.
Zaskakującym źródłem alergenów mogą być też produkty oznaczone jako bio czy eko. Paradoksalnie, czasami to właśnie one zawierają więcej naturalnych zanieczyszczeń, bo producenci unikają agresywnych metod czyszczenia linii produkcyjnych. W jednym z niemieckich badań aż 23% próbek ekologicznych ciastek owsianych zawierało śladowe ilości orzechów, podczas gdy w konwencjonalnych odpowiednikach było to 11%.
Jak wykryć niewidzialnego wroga?
Technologie idą naprzód i dziś nawet w domu możemy przeprowadzić podstawowe testy. Domowe testy alergenowe (np. Nima Sensor) kosztują około 300 zł za urządzenie plus 40-50 zł za każdy test. Ich skuteczność szacuje się na 85-90% – nie są idealne, ale mogą uratować życie.
W profesjonalnych laboratoriach stosuje się metody immunoenzymatyczne (ELISA) lub PCR. Te pierwsze wykrywają białka alergenne, drugie – DNA orzechów. Koszt takiego badania to 150-400 zł, w zależności od metody. Warto pamiętać, że żadna metoda nie daje 100% pewności – zawsze istnieje ryzyko zarówno wyników fałszywie dodatnich, jak i negatywnych.
Nowe technologie kontra stare problemy
Niektóre firmy zaczynają stosować spektrometrię masową, która potrafi wykryć nawet pojedyncze cząsteczki białek orzechowych. W Szwecji testowany jest system blockchain do śledzenia całego łańcucha dostaw – od pola aż do sklepowej półki. To może być przełom, ale na pełne wdrożenie takich rozwiązań przyjdzie jeszcze poczekać.
Tymczasem w Polsce kilka startupów pracuje nad aplikacjami skanującymi kody kreskowe i porównującymi skład produktów z bazą zgłoszeń alergików. Pomysł świetny, ale jak na razie baza obejmuje ledwie 15% dostępnych na rynku produktów. Dodatkowym problemem jest to, że skład często się zmienia, a aplikacje nie zawsze nadążają z aktualizacjami.
Jak się bronić – praktyczne porady dla alergików
Przede wszystkim – czytać etykiety. Za każdym razem, nawet jeśli produkt kupujemy regularnie. Producenci zmieniają receptury średnio co 18 miesięcy. Warto też pamiętać, że różne kraje mają różne standardy oznakowania – produkt bezpieczny w Polsce może być ryzykowny za granicą.
Dobrym nawykiem jest dzwonienie do producentów. Choć obsługa klienta często nie ma szczegółowych informacji, warto pytać o szczegóły procesu produkcyjnego. Jeśli odpowiadają wymijająco – to już sygnał ostrzegawczy. W internecie działają też grupy wsparcia, gdzie rodzice dzielą się informacjami o bezpiecznych produktach.
Przyszłość żywności dla alergików – co się zmienia?
W Brukseli trwają prace nad nowymi regulacjami, które mają wprowadzić wyraźne różnice między wolne od a może zawierać śladowe ilości. Planowane jest też wprowadzenie progów wykrywalności dla każdego alergenu osobno – bo reaktywność orzeszków ziemnych jest inna niż migdałów.
Na horyzoncie widać też zmiany technologiczne. Druk 3D żywności pozwoli na całkowitą separację produkcji, a nanofiltracja powietrza w fabrykach zmniejszy ryzyko zanieczyszczeń krzyżowych. Póki co jednak alergicy muszą polegać na własnej czujności i – niestety – czasem bolesnym doświadczeniu. Warto pamiętać, że choć świadomość problemu rośnie, całkowicie bezpieczna żywność bez orzechów to wciąż bardziej marzenie niż rzeczywistość.